True Detective – papierosy, depresja, Luizjana

Wiedziałem od pierwszego trailera, że True Detective będzie genialny serialem, ale to co pokazała premiera przerosło wszystko czego się spodziewałem i czego sobie życzyłem wobec tej produkcji. Żaden fan kryminałów nie powinien przejść obok tej produkcji obojętnie.

Na dzień dobry czołówka, która do złudzenia kojarzy się z tą z True Blood, choć odrobinę bardziej stonowana. W tle świetne The Handsome Family, które pozwala wczuć się w klimat zakurzonej Luizjany jeszcze przed pojawieniem się pierwszych kadrów. A dalej?

Dalej to co tygryski lubią najbardziej. Dwóch smętnych detektywów z kluskami w ustach. Obaj z problemami, obaj ze szklanką. Jeden filozof, drugi typowy family man z problemami i ich wzajemne przekomarzanie się. W tle trup, parkingi pełne tirów i zarobkujących pań, zadymione bary i śmieszne krawaty z lat dziewięćdziesiątych.

I fabuła, która wlecze się tak leniwie, że godzinny odcinek odbiera się jak cztery godziny. Ale przecież nigdy za dużo depresyjnych kryminałów i wilgotnego powietrza Luizjany.