Pustkowie Jacksona

Peter Jackson trafił na pustkowie kreatywności. Nie załamał się jednak lecz zrobił to co każdy inny reżyser na jego miejscu. Sięgnął po znane już kalki i schematy. Po czym, zamiast jednego filmu, wyprodukował z nich trylogię. Po dwóch pierwszych częściach widać, że wyszło mu to nad wyraz dobrze.

Pierwszy Hobbit był takim filmem jakiego wszyscy oczekiwali. Ciepła opowieść o przygodach nie tak znowu dzielnego Bilba i przyjaciół pełna była nie tylko wartkiej akcji, ale także humoru, piosenek i całej masy uroczych drobiazgów. Widać było, że reżyser pamięta o tym, że kręci w oparciu o książkę dla najmłodszych i przez całą Niezwykłą Podróż widz czuł się jakby wchłaniał jedną z historii opowiadanych na dobranoc. Dwójka to już zupełnie inne kino, kierowane ewidentnie do starszego widza. Pozbawiona tamtego luzu i dziecięcej magii. Dostajemy w zamian za to Władcę Pierścieni na sterydach i po olimpijskim treningu. Jest szybko, głośno i  jeszcze szybciej i jeszcze głośniej.

Biegnijcie głupcy!

Pisząc te słowa zastanawiałem się czy ktoś już nie przerobił filmów Jacksona na spot promujący bieganie i zdrowy styl życia, ale YouTube twierdzi, że jeszcze nie.

Biegają wszyscy. Nowy Hobbit oferuje nam wszystkie ulubione najazdy kamery na biegnących bohaterów z muzyką Howarda Shore’a w tle. Dodatkowo w Pustkowiu Smauga reżyser dokłada jeszcze drugie tyle sekwencji pościgów. Co więcej oferuje je w HD i 3D, ale o tym później.

Jackson nakręcił drugiego Władcę Pierścieni, przy użyciu dokładnie tych samych motywów co za pierwszym razem

Oglądając film miałem nieodparte wrażenie, że wszystko to już gdzieś widziałem. Nie dlatego, że kinematografia pokazała już podobną opowieść. Peter Jackson to zrobił, w poprzedniej trylogii. Sceny biegania to kropla w morzu kalk. Oprócz tego dostajemy jeszcze scenę wielkiej sali, do której zaraz wpadnie coś ziejącego ogniem, ładną elfkę leczącą jednego z bohaterów ziołami, dobrego chłopaka, który ma na pieńku z lokalny władcą, Gandalfa uwięzionego podczas wizytowania tego złego i gościa z brodą, który ma zostać królem.

I nie mówię tu o Balrogu, Arwenie, Faramirze, Sarumanie i Aragornie. Rzecz w tym, że czytając książki nie mamy poczucia, że to ta sama opowieść ze zmienionymi imionami bohaterów w filmie takie odczucie towarzyszy nam nieustannie. Wszystko to zasługa nowozelandzkiego reżysera. Jackson nakręcił drugiego Władcę Pierścieni, przy użyciu dokładnie tych samych motywów co za pierwszym razem. Nakręcił Władce Pierścieni dużo dojrzalszego i złożonego w warstwie fabularnej.

pustkowie smauga - krasnoludy

Wujku Bilbo opowiedz nam historię!

Główny wątek Hobbita jest bardzo prosty: drużyna, skarb, wyprawa, zły smok. Opowieść jakich tysiące nasłuchaliśmy się będąc dziećmi, zdecydowanie zbyt płytka jak na wizję i rozmach Jackson. Reżyser rozbudował fabułę sięgając po wszystko co tylko się dało. Wyszło to historii na dobre i uczyniło najmocniejszym atutem filmu.

Dostajemy nie tyle opowieść o wyprawie grupy przyjaciół co epopeję o świecie u progu wojny. Sytuacja polityczna, konflikty, wzajemnie wykluczające się interesy poszczególnych grup, które chcą zachować neutralność lub ugrać jak najwięcej w obliczu nadchodzącego kataklizmu. W Pustkowiu Smauga fabuła, w przeciwieństwie do pierwszej części, skupia się wyraźnie na wątkach globalnych. Na skomplikowanym geopolitycznym tle wyprawa czternastu kompanów jest jedynie pojedynczym posunięciem na szachownicy, choć jak zaznacza Gandalf niezmiernie istotnym, to jednak nadal stanowi jedynie ułamek właściwych wydarzeń, których jesteśmy świadkami.

Drugi Hobbit to nie tylko film akcji, ale także doskonałe studium zachowań w obliczu zagrożenia

Wprowadzenie w adaptacji dodatkowych postaci i rozbudowanie tych już istniejących acz drugoplanowych w książce ma na celu przybliżenie tego wielkiego świata. Pokazuje, że perspektywa krasnoludów, choć w ich mniemaniu słuszna, nie koniecznie jest podzielana przez resztę świata, który najchętniej ogrodził by tytułowe pustkowie murem i zostawił w spokoju. Drugi Hobbit to nie tylko film akcji, ale także doskonałe studium zachowań w obliczu zagrożenia i spodziewanego konfliktu. Dostajemy tu wszystko to czego brakowało lub co było niezwykle spłycone we Władcy Pierścieni.

pustkowie smauga - thranduil

Co gryzie Thorina Dębową Tarczę

Postawienie postaci w obliczu rozbudowanego świata oraz mnogości relacji i konfliktów sprawia, że o wiele bardziej rozumiemy ich działania i motywacje. Stają się głębsi psychologicznie i mocniej osadzeni w świecie niż miało to miejsce w Niezwykłej Podróży. 

Istotnym motywem podobnie jak w książce nadal pozostaje przemiana Bilba z wygodnego i spokojnego hobbita w awanturnika o dzielnym sercu, zdolnego dokonywać heroicznych czynów oraz rosnący wpływ Jedynego Pierścienia na jego osobowość. Z racji jednak, że historia nie skupia się już na uroczym protagoniście z Shire, poznajemy całą masę genialnie zbudowanych archetypów.

Thorinowi znacznie bliżej do mitologicznego Achillesa niż archetypu dobrego władcy

Na czoło peletonu wysuwa się oczywiście Thorin, wobec którego naturalne jest porównanie z Aragornem. Tutaj, w przeciwieństwie do Władcy Pierścieni mamy jednak studium gniewu i butności, a znając zakończenie opowieści szybko nasuwa się wniosek, że Thorinowi znacznie bliżej do mitologicznego Achillesa niż archetypu dobrego władcy. Chociaż zdobędzie sławę i dokona heroicznych czynów to zapłacił za to życiem i nie doczeka dni chwały. Pozbawiony sojuszników, występujący nawet przeciw własnym kompanom powoli pogrąża się w obłędzie. Zdecydowanie nie jest królem, za którym chcielibyśmy pójść, pomimo że nie brak mu charyzmy.

Niejako w opozycji do niego występuje Thranduil. Zimny i wyrachowany pragmatyk, którego nie obchodzi nic poza zabezpieczeniem granic państwa i świętym spokojem na jego terytorium. Lee Pace doskonale spisuje się w roli elfiego króla. Nie sposób odmówić mu racji i rozsądku. W obliczu takiej polityki, szczególnie pod naszą szerokością geograficzną łatwiej przychodzi nam zrozumieć dlaczego Anglia uważała, ze wojna na kontynencie jej nie dotyczy i wystarczy zamknąć wrota i ją przeczekać.

I wreszcie Gandalf. Jedyny, który zdaje się pojmować groźbę i skomplikowanie sytuacji. Osamotniony, uznany za obłąkanego wichrzyciela, rozpaczliwie szuka metod i sposobów by uchronić Śródziemne przed wojną. Absolutnie mistrzowskie studium mędrca, który musi  stanąć samodzielnie twarzą w twarz z ciemnością, której świat lęka się tak bardzo, że woli o niej zapomnieć i zbyć milczeniem.
pustkowie smauga - gandalf

Świat przedstawiony

Wiemy już, że mamy mnóstwo akcji w charakterystycznym Jacksonowskim stylu, kapitalną fabułę i świetnie zbudowane postaci. Ostatni akapit pozostaje mi poświęcić oprawie audiowizualnej.

Film obejrzałem w 3D i 48 klatkach. Mimo swojej początkowej niechęci, po seansie Niezwykłej Podróży z takimi samymi parametrami, gorąco zachęcam do oglądania filmu właśnie w tej wersji. Trójwymiar jest przyjemny i nie męczy oczu, chociaż jest raczej miłym dodatkiem niż koniecznością.

Sporo jest motywów muzycznych nawiązujących do Władcy Pierścieni, więc wszyscy wychowani na soundtracku ze „starej trylogii” bez problemu odnajdą się w nowym filmie

Daleko jeszcze kinematografii do wykorzystania tego efektu równie skutecznie jak zrobił to James Cameron w Avatarze. Niestety, ale w ciągu czterech latach od premiery nikomu nie udało się prześcignąć jakości wykorzystania trójwymiaru ustanowionej przez pierwszy film z tym efektem.

Nie udało się to także Jacksonowi mimo, że obaj panowie ściśle współpracują w kwestiach technologicznych. Same zdjęcia i prowadzenie kamery jak zawsze u Jacksona na najwyższym poziomie. Krajobrazy pokazane z rozmachem, detale dopracowane do najdrobniejszych szczegółów. Dostajemy jeszcze więcej tego co do tej pory, jak zwykle bez fuszerki i z dbałością o najmniejsze drobiazgi. Śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że Nowozelandczyk wyznaczył kanon jak robić filmy z rozmachem.

W warstwie dźwiękowej Pustkowie Smauga także pozostaje bez zarzutu. Howard Shore czuje się doskonale w Śródziemiu. W tle rytmicznie przewijają się trąby z Misty Mountains znanego z pierwszej części, które towarzysza większości scen akcji. Sporo jest motywów muzycznych nawiązujących do Władcy Pierścieni, więc wszyscy wychowani na soundtracku ze „starej trylogii” bez problemu odnajdą się w nowym filmie.

pustkowie smauga bilbo

Pora odpocząć choć do końca daleko

Hobbit: Pustkowie Smauga to film nie tyle dobry, co wybitny. Doskonale współgra z pierwszą częścią pogłębiając to co trzeba i uzupełniając historię o to czego w jedynce brakowało. Rozbudowany świat, kapitalnie napisani bohaterowie, fabuła trzymająca w napięciu. Naprawdę robi się zwyczajnie smutno gdy seans dobiega końca i pojawiają się napisy. Napisy, którym towarzyszy melancholijny Ed Sheeran. Ze spokojnie pobrzmiewającą gitarą na tle tej pompatycznej opowieści i pogmatwanego świata wydaję się nie pasujący i wyraźnie zagubiony w rozmachu świata Petera Jacksona.

Zupełnie jak pewien Hobbit, który wyszedł za próg.

10
W pełni zasłużone maksimum. Wszystko jest tak jak być powinno. Na moje prywatnej liście jeden z najlepszych o ile nie najlepszy sequel. Jackson kolejny raz wyznacza standardy kinematografii. Oby trzecia cześć utrzymała poziom!