Książki znam jedynie z opowieści i złośliwych streszczeń w internecie. Nie jestem w targecie, ale mimo wszystko lubię oglądać filmy w oparciu o takie głośne pozycje. Lubię konfrontować swoje wyobrażenia bohaterów z przedstawieniami twórców.
50 twarzy Greya to książka ważna z wielu powodów, nie dyskutujmy tu o jej wartości i tym czy przetrwa próbę czasu równie skutecznie co opowieść o romansie Parysa i Heleny. To bez znaczenia. W naszych czasach jednak pozostaje pozycją w jakiś sposób determinującą kulturę, wkrótce także poprzez film.
Trailer to takie narzędzie, które ma sprawić, że po dwóch minutach z bohaterami i klimatyczną muzyką mam ochotę rzucać pieniędzmi w ekran i pobiec do kina. Niestety twórcom tego filmu to nie wyszło, a główny bohater cierpi na tak zwane ditto face.
Stwierdzenie to odnosi się do Pokemonów, Ditto to ten uroczy fioletowy glut, który potrafił zmieniać się w inne pokemony. W jednym z odcinków poznajemy Ditto, który niestety zachowuje swój charakterystyczny wyraz mordki niezależnie od tego w co się zmieni.
Podobny los zdaje się spotykać aktora grającego Christiana. Grey zawsze kojarzył mi się z siłą, tym subtelnym pociągającym złem, Gatsbym po ciemnej stronie mocy. Z Jayem Gatsbym i jego historią filmowe losy Christiana zdają się mieć niewiele wspólnego. Widać inspirację twórców dziełem Baza Luhrmanna jednak przy postaci DiCaprio, Gray wydaje się być jedynie smutnym Gatsby-wannabe.
Rzecz nie tkwi w tym, że Jamie Dornan jest złym aktorem. Niestety pewne role trzeba obsadzać po warunkach. Nikt nie obsadza Willema Dafoe jako czułego ojca(choć mógłby być to ciekawy zabieg). Towarzysząca mu Dakota Johnson idealnie pasuje do roli cichej, niepewnej siebie dziewczyny. Niestety Dornanowi brak charyzmy i siły.
Tak więc dziś obyło się bez rzucania pieniędzmi w ekran.