Nową serię tekstów chciałem rozpocząć już jakiś czas temu, ale startowanie z tekstami o kulturze w czasie trwania Open’era gdy większość ludzi siedzi w Gdyni byłoby raczej słabym pomysłem. Dziś jednak każdy mniej lub bardziej wrócił do normalnego rytmu. Jednak własnie festiwalom chciałbym poświecić pierwszy odcinek tej serii.
Za punkt wyjścia przyjmijmy „Dzieło życia Troyanna”. Maciek w swoim filmiku ujął wszystko to co oddaje ducha towarzyszącego pokoleniu festiwalowiczów. Dla całej generacji nie okres urlopu czy początek szkolnych/akademickich wakacji wyznacza rytm roku, ale właśnie terminarz kolejnych festiwali. Szlak festiwalowy stał się wyznacznikiem urlopu, a Jack White skutecznie zastąpił piwko nad jeziorem.
Tak się złożyło, że akurat dziś odwiedził mnie mój przyjaciel by „zdać relację” z Open’era, na którego jeździ od lat. Z jego opowieści bije ta sama energia co z filmiku Troyanna. Budzi to we mnie pytanie czy rzeczywiście urlop w rozumieniu naszych rodziców wymiera? Z jednej strony mamy grupę jeżdżącą po kolejnych festiwalach. Z drugiej zaś strony dzięki rozwojowi technologii (BlaBlaCar, Couchsurfing) powstaje całkiem spora grupa globtroterów, którzy podróżują czymkolwiek, zwykle z niewielkim budżetem do najdalszych zakątków świata.
All Inclusive przestaje być kuszące? Czy może to kwestie finansowe trudno stwierdzić. Ale jednak leżaczek przy basenie nie zapewni takich emocji jak wycieczka na Ibizę.