Być jak Tony Stark

Wczoraj kolejny raz obejrzałem Iron Mana. Z jednej strony zabawny, świetnie zmontowany film o superbohaterze. Z drugiej przypomniałem sobie jak bardzo nie znoszę Starka. Uosobienie sukcesu ze swoim równym uśmiechem i modnie przystrzyżoną bródką. Mdli mnie jak na niego patrzę i czuję się jak bywalec Karczmy pod zatrutym jabłkiem który ruszył za Księciem z bajki na Zasiedmiogórogrodzie.

Tony Stark przystojniak, playboy, genialny wynalazca, czy mogę być choć trochę jak on?

1. Przystojniak

Stoję przed lustrem, zdjąłem koszulkę. Wszyscy twardziele stoją przed lustrem bez koszulek. Trochę chłodno, zapomniałem zamknąć okno. Nie zważam na lipcowe mrozy, wpatruję się w swą pooraną życiem twarz. Broda gęsta niczym zalesienie Islandii, tors rozbudowany jak autostrady Rzeczpospolitej, młody bóg.

Kiedyś robiłem pompki, ale po tygodniu tak mnie bolały ręce, że nie miałem siły podnieść kubka z wodą ze stołu. Przerwałem więc trening w obawie o swoje zdrowie (a co jakbym zmarł z odwodnienia?). Prostuję się i robię groźną minę, trochę wyglądam jak kot, któremu ktoś nadepnął na ogon. Pójdę zamknąć okno bo mnie jeszcze zawieje.

2. Playboy

Do tego na szczęście nie trzeba wyglądać niczym grecki heros. Będę jak książę Albert, niby łysy a tyle lat największy playboy Europy. Idzie weekend, wypada się gdzieś pokazać, może jakieś nowe modne miejsce?

Piwo to trochę obciach, trzeba drinka z długa nazwą w obcym języku.

Nie, musiałbym wyglądać trendy. Na jakimś blogu modowym przeczytałem, że męskie trzewiki to wygoda i ponadczasowa elegancja. Noszę je od zawsze, wygodne są owszem, jednak nie czuję się ponadczasowy, ani tym bardziej by moje stopy wyglądały modniej. W sumie wyglądają całkiem zwyczajnie. Dodatkowo jak się pójdzie w takie miejsce to trzeba coś sączyć. Piwo to trochę obciach, trzeba drinka z długa nazwą w obcym języku. Kosztuje tyle co obiad dla całej rodziny i smakuje jak detergent, no ale jestem na miejscu. Mogę rozpocząć łowy.

a) taniec

Biodra, nogi, ręce, biodra nogi, ręce powtarzam sobie połowę wieczoru w głowie jakbym ćwiczył z Chodakowską jednak wojskowe tempo wcale nie sprawia, że czuję się lepiej. Uporczywe poczucie, ze wyglądam jak idiota wypiera jedynie kolejny przepłacony drink. Smakował jak płyn do mycia naczyń, a na dodatek nie mam za co wrócić do domu. Przynajmniej to jak wyglądam przestaje być największym zmartwieniem. Biodra, nogi, ręce…

b) rozmowa

By umilić paniom czas wolny od podrygiwania na parkiecie wypada zabawić rozmową. Może opowiem anegdotę? Pustka w głowie, wszystkie nieśmieszne albo hermetyczne. O, rozmowa zeszła na tatuaże. Mogę wykazać się wiedzą. Opowiem jak ważny jest tatuaż w pierwotnych kulturach, jak Europejczycy go spłycili obrazkami ptaszków i pszczółek. Warto było w piątek zamiast imprezować oglądać dokumenty na National Geographic!

Pomilczę, może chociaż dziewczyny się podzielą napojem, bo od tańców mam chyba stan przedzawałowy.

Nie, jednak nic nie powiem, blondynka ma motylka na łopatce, jeszcze się obrazi i wyjdę na buca co zadziera nosa i się popisuje wiedzą. Przypakowany student prawa opowiada jakiś żart. Nawet zabawny, zapamiętam. Opowiem na następnej imprezie. Pomilczę, może chociaż dziewczyny się podzielą napojem, bo od tańców mam chyba stan przedzawałowy. Dalej nie mam za co wrócić do domu…

3. Genialny wynalazca

Jak byłem mały zbudowałem zamek zapadkowy z klocków Lego. Szybki rzut oka co na to Wikipedia:

„najstarsze zamki znaleziono w ruinach Nineveh, stolicy starożytnej Asyrii”

Spóźniłem się tylko trzy tysiące lat. I tak nieźle, z resztą ukradli mi klocki z piwnicy.

Zostało mi cokolwiek by być choć odrobinę wyrazistym?

4. Intelektualista/literat

Napiszę wielkie dzieło, które zrewolucjonizuje skostniałą literaturę początku XXI wieku niczym półtora wieku wcześniej uczynił to Rimbaud pisząc „Statek Pijany” albo chociaż coś tak jak Coelho albo Schmitt co rozmarzone dziewczęta i romantyczni chłopcy będą tulić do piersi spoglądając przez okno komunikacji miejskiej na niebo w poszukiwaniu swoich marzeń i sensu życia.

On miał chociaż modny niebieski frak, ja siedzę w zwykłym T-shircie.

Nie oszukujmy się, nie napiszę. Już pisząc tych kilka akapitów wątłej jakości czuję się jak Werter tuż po pociągnięciu za spust swojego zdobionego pistoletu. Powolna agonia w formie pseudoliterackiego bełketu. On miał chociaż modny niebieski frak, ja siedzę w zwykłym T-shircie.

Szlag, zaplamił się herbatą…

5. Resztki nadziei

Czytam te akapity powyżej wmawiając sobie, że to autoironia, bo tak teraz modnie napisać coś autoironicznego z wątkami biograficznymi. Nadal brakuje jednak puenty, każdy tekst powinien mieć błyskotliwa puentę. Nie mam pomysłu, z resztą jak dopisze jeszcze z dwa akapity to nawet botom Google’a nie będzie się chciało słów kluczowych w tym tekście wyszukiwać. Długi tekst w internecie się ponoć nie klika, a tak może ktoś da kciuka w górę.

I chociaż zostanę nijakim blogerem.