Transistor – Bogart był piosenkarką

Większość twórców gier stara się robić tytuły jak najbardziej uniwersalne. Supergiant Games się do nich nie zalicza. Trzy lata po genialnym Bastionie na rynek trafia Transistor, tytuł wybitnie hermetyczny i skierowany wyraźnie do wszystkich tych, którzy pokochali klimat poprzedniej gry.

Uwielbiam gry, które kupują klimatem. Oczywiście grywalność jest ważna, ale dobrze sprzedana narracja pozostaje czynnikiem decydującym czy z danym tytułem spędzę jedno popołudnie czy następnych kilka lat. W przypadku Transistora wszystko opiera się na klimacie.

Gra noir

Twórcy serwują nam coś między cyberpunkiem w duchu Shadowruna, a filmami z Humphreyem Bogartem. Wszyscy fani Łowcy Androidów i Casablanci poczują się jak w domu. Piękna wokalistka z przeszłością, morderstwo, tajemnicza organizacja. Atmosfera jest ciężka, a sposób narracji mnoży jedynie pytania i wątpliwości zamiast dawać odpowiedzi.

Gra od pierwszych minut rzuca nas na głęboką wodę, zapomnij o prologu i samouczkach

Nie ma tu miejsca na samouczki, filmik zarysowujący fabułę na wstępie czy jakąkolwiek inną formę prologu. Lądujemy od razu w środku akcji nie bardzo mając pojecie jakie wydarzenia nas doprowadziły do tego punktu, ani w jakim kierunku fabuła potoczy się dalej.

Przez wyludnione ulice Cloudbank prowadzi nas głos Logana Cunninghama, który spełniał funkcję narratora również w Bastionie. Całość dopełnia świetna muzyka, nagrana przez Darrena Korba z partiami wokalnymi Ashley Barrett. Duet ten również pracował przy Bastionie i w zupełności powinno to wystarczyć za rekomendację.

transistor

Bastion 2

Nie jest to w żaden sposób sequel, ani alternatywna historia opowiedziana tymi samymi środkami wyrazu co w poprzednim tytule. Czuć wyraźną inspirację jednak Transistor to tytuł dużo dojrzalszy i trudniejszy zarówno w wymiarze fabularnym jak i mechanicznym.

Mechanika jest trudna, ale po opanowaniu daje niesamowitą frajdę

Mechanika gry na początku jest koszmarnie trudna. Skuteczną strategie wypracowuje się metodą prób i błędów, a właściwie błędów i błędów. Na plus zasługuje fakt, że twórcy postanowili choć odrobinę odciążyć graczy i nieuchronnie znikające punkty życia prowadzą jedynie do wypalenia się jednego z ataków, a dopiero po wypaleniu ostatniego trzeba wczytywać grę. O tyle miło, że trudno zginąć, ale sytuacji podbramkowych przez pierwszych parę godzin zaliczyłem co najmniej kilkanaście. Później mechanika sprawia niesamowitą frajdę i widać, że jest jednym z najmocniejszych atutów gry.

Wspominałem już o specyficznym sposobie narracji. Większość fabuły poznamy czytając, dużo czytając. Terminale, opisy funkcji, nawet dialogi bohaterów mają charakter pisany ze względu na przypadłość głównej protagonistki. Dodatkowo dochodzi kwestia, podobnie jak w przypadku Bastionu, interpretacji fabuły, a wiele wskazuje, że to co widzimy na ekranie nie jest jedynym poziomem narracji.

Nie ma wiec prowadzenia za rączkę, a jedynie rozpaczliwe próby klejenia strzępów wątków w jakaś spójną całość. I najlepsze, że to działa. Zapadamy się w świat Cloudbank od pierwszych minut by pierwszy głębszy oddech wziąć dopiero przy napisach końcowych.

Konkluzja

Transistor to gra wybitna, a Supergiant Games pokazują, że doskonale wiedzą czego chcą i w jaką niszę celują. Zdecydowanie jest to jeden z tych tytułów, którym warto dać szansę nawet gdy się nie jest zapalonym graczem. Wymaga jednak cierpliwości i pokory wobec mechaniki. Jeśli jednak czujesz, że kupujesz ten klimat to zdecydowanie warto się przemęczyć, bo nagrodą jest świetna opowieść z kapitalnym soundtrackiem. Zdecydowanie tytuł do przejścia nie raz czy dwa, ale do cyklicznego wracania w długie jesienne wieczory. Jedna z najlepszych pozycji w tym sezonie.

Godny następca Bastionu.

 

9
Punkcik obcinam, za trudność, która może odstraszyć mniej cierpliwych graczy.